GPS GPS
618
BLOG

Moralność pracodawcy

GPS GPS Polityka Obserwuj notkę 10
Dlaczego tylko zwraca się uwagę na to, że pracodawca musi pomagać pracownikom poprzez wynagrodzenie? Dlaczego konsumenci nie mają moralnego obowiązku wspierania producentów poprzez zwracanie uwagę na ceny towarów?
W Katechizmie Kościoła Katolickiego jest taki akapit:
"2434 Słuszne wynagrodzenie jest uzasadnionym owocem pracy. Odmawianie go lub zatrzymywanie może stanowić poważną niesprawiedliwość. Aby ustalić słuszne wynagrodzenie, należy uwzględnić jednocześnie potrzeby i wkład pracy każdego. "Należy tak wynagradzać prace, aby dawała człowiekowi środki na zapewnienie sobie i rodzinie godnego stanu materialnego, społecznego, kulturalnego i duchowego stosownie do wykonywanych przez każdego zajęć, wydajności pracy, a także od warunków zakładu pracy i z uwzględnieniem dobra wspólnego. "Porozumienie stron nie wystarcza do moralnego usprawiedliwienia wysokości wynagrodzenia."
Ja rozumiem to tak: gdy pracodawca zatrudnia pracownika, to nie wystarczy, że ustalą wysokość wynagrodzenia i obaj zgodzą się na nią. Pracodawca ma moralny obowiązek zbadać sytuację życiową pracownika (powinien zbadać czy ma rodzinę i jaką, jak żyje, gdzie żyje, musi poznać życiorys itd…) i potem ewentualnie zwiększyć wynagrodzenie, jeśli okaże się, że pracownik ma duże potrzeby (np. chore dzieci, trudne warunki mieszkaniowe, trudne dzieciństwo, wysokie wymagania kulturalne czy duchowe itp…). Ale nie ma żadnych przeszkód moralnych, aby wtedy zrezygnować z tego pracownika i zatrudnić innego, którego potrzeby są mniejsze.
Jest to sprzeczne z moim sumieniem. Już sam fakt konieczności badania sytuacji życiowej pracownika jest dla mnie niedopuszczalny, nie mówiąc już o możliwości zrezygnowania z bardziej potrzebującego pracownika: jak mam do wyboru dwóch pracowników, którzy godzą się na tą samą płacę i są tak samo wydajni, to moje sumienia każe mi wybrać tego bardziej potrzebującego. Natomiast interpretacja moralności wyłuszczona w Katechizmie pozwala mi wybrać tego mniej potrzebującego albo nakazuje zwiększyć pensję temu bardziej potrzebującemu.
Mam kilka dalszych wątpliwości związanych z tą dziwaczną i karkołomną zasadą moralną, że: "porozumienie stron nie wystarcza do moralnego usprawiedliwienia wysokości wynagrodzenia."
Czy wolno mi, jako pracodawcy, ogłosić przetarg, (czyli licytację, kto weźmie mniejsza pensję) na jakieś stanowisko? Wtedy być może zatrudnię kogoś za pensję, która mu nie wystarcza na utrzymanie rodziny na przyzwoitym poziomie, ale nie będę mu mógł jej podwyższyć, aby nie złamać zasad przetargu. Czyli urządzanie takiego przetargu byłoby niemoralne?
A co z moralnym aspektem ceny? Przecież cena za towary to też w istocie jest wynagrodzenie za pracę. Na przykład mogę przecież załatwić sobie chleb na dwa sposoby: albo kupować w piekarni, albo wynająć piekarza, który będzie mi wypiekał chleb. W pierwszym przypadku nie będzie niemoralne targowanie się o jak najmniejsza cenę chleba, bez wnikania w osobistą sytuację piekarza, a w drugim jest niemoralne targowanie się o jak najmniejsze wynagrodzenie, gdy piekarz jest potrzebujący. No ale obie te sytuacje są równoważne! Różnią się tylko formalnie. W obu potrzeby piekarza i jego rodziny mogą być takie same. To dlaczego jeden sposób uzyskania od niego chleba może być niemoralny, a inny nie?
Dlaczego tylko zwraca się uwagę na to, że pracodawca musi pomagać pracownikom poprzez wynagrodzenie? Dlaczego konsumenci nie mają moralnego obowiązku wspierania producentów poprzez zwracanie uwagę na ceny towarów? Jeśli wolny rynek zaniża ceny towarów tak, że nie starcza producentom na godne życie, to ten, który kupuje takie tanie towary popełnia taki sam grzech jak pracodawca, który zatrudnia pracowników za zaniżone na wolnym rynku pensje, niewystarczające pracownikom na godne życie. Jeśli porozumienie stron w ustaleniu pensji nie wystarcza, to dlaczego porozumienie stron co do ceny towaru wystarcza? Dlaczego pracodawca musi brać pod uwagę potrzeby pracownika, a pracownik nie musi zwracać uwagi na potrzeby pracodawcy? Dlaczego moralność nie jest symetryczna w tym przypadku? Dlaczego zatrudnianie pracownika za wynagrodzenie niestarczające mu na godne życie jest poniżaniem go, a kupowanie towarów na wyprzedaży po zaniżonej cenie od hurtownika, który bankrutuje, bo nie może znaleźć kupca na te towary po cenie wyższej, jest w porządku?
Na wolnym rynku producent jest poddany drapieżnemu wyzyskowi konsumentów i jest zmuszony przyjąć warunki, jakie oni podyktują. Jak nie będą chcieli kupować, to będzie musiał obniżyć ceny. To tacy konsumenci nie popełniają grzechu? Na przykład wolno mi wybrać najtańszą taksówkę i nie muszę zważać na potrzeby taksówkarza? Ale jak zamiast jeździć taksówkami zatrudnię kierowcę, to już nie wolno mi wybrać najtańszego? Bo to powoduje wyzysk kierowców, bo muszą starać się wynajmować jak najtaniej?
Producent produkuje, aby zarobić (np. na utrzymanie rodziny). Tak samo jak pracownik, który wynajmuje się, bo chce zarobić (też np. na utrzymanie rodziny). To, na co ludzie wydają pieniądze, jest niezależne od tego jak zarabiają. Dlaczego forma zarobkowania (przez produkcje, albo przez sprzedaż własnej pracy) ma wpływ na to czy komuś należy się pomoc, czy nie?
Ta sama osoba wykonująca te same czynności zarobkowe może być albo pracownikiem albo producentem. Np. jest dwóch taksówkarzy: jeden pracuje w przedsiębiorstwie świadczącym usługi taksówkarskie (czyli jest pracownikiem), a drugi pracuje na własny rachunek (wtedy jest producentem usług taksówkarskich). Obaj wykonują te same czynności (wożą ludzi po mieście) i maja takie same potrzeby (np. duże rodziny). Dlaczego temu pierwszemu należy się pomoc od pracodawcy, a temu drugiemu nie należy się pomoc od klientów?
Może klient ma moralny obowiązek dowiedzieć się od taksówkarza jakie ma osobiste życie i jeśli dowie się, że taksówkarz ma duże potrzeby kulturalne, np. bardzo często chodzi do teatru, to powinien mu więcej zapłacić za kurs?
Ale to jeszcze mało. Mogę z kimś zawrzeć jakąś transakcję, która sama z siebie nie wystarczy mojemu kontrahentowi na godne życie, ale w połączeniu z innymi, które zwiera, już wystarczy. Przecież on może żyć z wielu umów, a nie tylko z umowy ze mną. A zatem by ocenić moralność mojej umowy z nim muszę znać też wszelkie inne umowy, które on zawiera.
Zawieram umowę z pracownikiem na pół etatu. Może to pół etatu nie starcza mu na godne życie, może nawet pomnożone przez dwa też nie starcza - ale może jego drugie pół etatu to dwa razy moje, a potrojone pół etatu już mu może do godnego życia starczać. By być w pełni moralnym muszę go totalnie infiltrować, wybadać wszelkie jego najintymniejsze tajemnice – z czego żyje i co z tego utrzymuje. Totalna inwigilacja jest moralnym obowiązkiem? Dziwne.
Ta tajemnicza i mętna zasada: "Porozumienie stron nie wystarcza do moralnego usprawiedliwienia wysokości wynagrodzenia." –podpada pod przykazanie: ”Nie kradnij”. Czyli mogę się z kimś porozumieć tak, że się zgodzimy, zawrzemy dobrowolny układ z pełną informacją, nikt nic nie będzie ukrywał, a mimo to zawierając ten akt któryś z nas dokona kradzieży. Ale który będzie sprawcą, a który ofiarą? Którego życie jest bardziej godne, a którego mniej? Powinno się przecież zważać na godność życia obu stron umowy, a nie tylko tego, kto świadczy usługi dostając wynagrodzenie – przecież taki ekonomiczny kontrakt to jest w istocie wymiana, na której zyskują obie strony. Katechizm sugeruje, że usługodawca nie musi zważać na to czy usługobiorcy ta usługa wystarczy na godne życie.
Czy godność stanu materialnego, społecznego, kulturalnego i duchowego jest jakoś obiektywnie mierzalna? A jeśli nie jest, jeśli jest subiektywna, zależna od kultury czy położenia geograficznego, to jak się kontaktować ekonomicznie z ludźmi innych kultur oddalonych od nas geograficznie? Jak się porozumiewać z Chińczykami, dla których godność może mieć całkiem inne znaczenie niż dla nas, jeśli obopólna zgoda nie usprawiedliwia moralnie porozumienia?
W ogóle „godność” to pojęcie bardzo subiektywne, zależne od kultury, a nawet atmosfery politycznej, co bardzo dobitnie pokazuje spór o metodę upamiętnienia ofiar katastrofy smoleńskiej przed pałacem namiestnikowskim w sierpniu 2010 roku. Ktoś zleci wykonanie pomnika i wyznaczy wynagrodzenie dla budowniczych. Wynagrodzenie będzie musiało być „godne”, będzie musiało zapewnić im „godne” życie, ale z drugiej strony będą oni musieli „godnie” upamiętnić ofiary. No to mamy znów konflikt godności! Co jest ważniejsze: godność pomnika, czy godność budowniczego? Co jest ważniejsze: godność żyjącego, czy godność zmarłego? A co z godnością podatnika, który będzie musiał za to zapłacić pod przymusem?
Katechizm ma służyć temu, by przystępnie wyjaśniać kwestie moralne, by rozwiązywać dylematy moralne. Ale w tym przypadku dylematy mnoży - zamiast wyjaśniać, mąci - zamiast rozwiązywać problemy, tworzy nowe. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego autorzy Katechizmu popełnili tu taki kardynalny błąd, dlaczego tak się totalnie pogubili? Jeśli tu pobłądzili, to może i w innych miejscach też?

Krzyż okiem libertarianina <- poprzednia notka
następna notka -> Czy Polska jest liberalna

GPS
O mnie GPS

Blo­ger, że­gla­rz, informatyk, trajk­ka­rz, sar­ma­to­li­ber­ta­ria­nin, fu­tu­ry­sta. My­ślę, po­le­mi­zu­ję, ar­gu­men­tu­ję, po­li­ty­ku­ję, fi­lo­zo­fu­ję.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka