GPS GPS
1341
BLOG

Prawo jazdy

GPS GPS Społeczeństwo Obserwuj notkę 37
Prowadzenie jachtu po morzu jest wielokroć trudniejsze i bardziej skomplikowane niż prowadzenie samochodu. Mimo to w Zjednoczonym Królestwie nie ma państwowych patentów żeglarskich na jachty rekreacyjne. Takie patenty wydają prywatne kluby, a jachty brytyjskie po morzu można legalnie prowadzić bez żadnego patentu. I jakoś nikt bez umiejętności nie pływa. I jakoś inne państwa uznają te prywatne brytyjskie patenty i wpuszczają do portów brytyjskie jachty. Wielka Brytania to nawet potęga morska. Mało tego - w UK i w USA nie ma też obowiązkowych dowodów osobistych! Czy tam jest anarchia?
Dokładnie tak samo mogłoby być z prawami jazdy. Różnice dotyczące przepisów żeglarskich i drogowych wynikają z tego, że żeglarstwo rozwijało się od dawna i trudno było socjalistycznym reżimom zerwać tak stare tradycje, a samochody rozwinęły się już za socjalizmu, czyli w XX wieku, więc i przepisy są bardziej socjalistyczne.
Państwowe, czyli monopolistyczne, prawa jazdy, państwowe patenty żeglarskie czy licencje lotnicze są całkowicie zbędne - wolny rynek i konkurencja to wyreguluje lepiej niż władza centralna. Monopol jest tu nawet szkodliwy.
Brak państwowych regulacji w tych kwestiach nie oznacza anarchii. Odpowiednie patenty, licencje czy prawa jazdy mogą wydawać prywatne kluby czy organizacje, które będą ze sobą konkurować. Mogą być lepsze i gorsze patenty, bo wydawane przez mniej lub bardziej prestiżowe organizacje. A właścicielom pojazdów czy jachtów będzie zależało na posiadaniu patentu dobrego klubu, bo dostaną za to większą zniżkę za ubezpieczenie i ewentualnie mniejszy wyrok, gdy będą uczestniczyć w wypadku - bo sędzia bardziej będzie ufał w umiejętności posiadacza prawa jazdy, które trudniej zdobyć, bo jest trudny egzamin, niż komuś, kto prywatnego prawa jazdy w ogóle nie ma.
Dodatkowo odpowiedni poziom bezpieczeństwa zapewnią pasażerowie, czy załoga, bo będą bardziej czujni i będą sami sprawdzać uprawnienia kierowcy czy sternika i nie wsiądą do obiektu, który prowadzi ktoś, kto ma patent marnego klubu znanego z łatwych egzaminów. Wolny rynek jest lepszy we wszystkim - nawet w prawach jazdy. Ale oczywiście ta czujność i odpowiednie nawyki związane z samodzielnością, odpowiedzialnością i oceną ryzyka muszą się na wolnym rynku wytworzyć, a to musi trwać.
Na oceanach nie ma żadnego państwa czy jakiegoś aparatu przemocy mającego monopol na ustanawianie praw, nie istnieje rząd światowy, a mimo to istnieją rozbudowane i skomplikowane przepisy dotyczące zapobieganiu zderzeniom na morzu, dotyczące pierwszeństwa, skomplikowanej sygnalizacji, bezpieczeństwa, ratownictwa etc... Widać, że państwo, a zatem terytorialny monopol na przemoc, nie jest potrzebne by uporządkować ruch obiektów na jakimś obszarze. Ruch na morzach i oceanach jest wielokroć lepiej uporządkowany niż ruch drogowy w państwie. W Polsce ruch drogowy jest chaotyczny, regulowany przez idiotów, przepisy są głupie i szkodliwe, a znaki stawiane od czapy.
To, że państwo nie zmusi przemocą do posiadania prawa jazdy nie oznacza, że takich licencji na poruszenie się pojazdami nie będzie i że ludzie będą prowadzić samochody bez posiadania odpowiedniej wiedzy i umiejętności. Jest tysiące innych, lepszych, wolnorynkowych, konkurencyjnych sposobów by wymusić odpowiedni poziom wiedzy i umiejętności kierowców.
Nie potrzeba żadnych obowiązkowych egzaminów wymuszanych przez państwo! Wielokroć pewniejsze jest to, gdy ubezpieczyciel uzależni stawkę ubezpieczenia od posiadania licencji dobrego klubu - im lepszy klub tym większa zniżka. A ubezpieczyciel wyliczy to najlepiej, bo mu wyjdzie ze statystyk - da największą zniżkę tym, którzy mają licencje klubu, którego posiadacze są sprawcami najmniejszego odsetka wypadków!
I również wymuszą to pasażerowie - bo spytają kierowcy: „a na twoją licencję to ci ubezpieczyciel jaką stawkę daje?”. Jak dużą, to mogą na przykład zrezygnować z takiej taksówki czy podwózki.
Brak państwowego obowiązkowego monopolu na licencje, patenty i prawa jazdy nie oznacza, że takich licencji nie będzie. Tak samo jak brak państwowej służby zdrowia nie oznacza, że nie będzie lekarzy i szpitali. Wolny rynek i konkurencja wymuszą najlepszą opiekę zdrowotną i tak samo wymuszą najlepsze umiejętności prowadzących różne obiekty latające, pływające czy poruszające się po drogach. Tak samo brak państwowego sanepidu nie oznacza braku kontroli żywności - prywatne, konkurencyjne organizacje konsumenckie dużo lepiej skontrolują jakość żywności. Tak jest ze wszystkim!
Jakikolwiek centralnie wymyślony i wymuszony siłą przez państwo system sprawdzenia umiejętności kierowcy będzie zawsze gorszy niż system, który się sam wytworzy na wolnym rynku. Być może powstanie klub, który wyda certyfikat jazdy na podstawie jakichś dziwnych testów psychologicznych, których dziś nikt nie jest sobie w stanie wyobrazić i kierowcy z ich licencją będą sprawcami najmniejszego odsetka wypadków, co wyjdzie ze statystyk ubezpieczyciela. Na wolnym rynku to może powstać, bo powstanie w drodze eksperymentalnej. Nigdy żaden urzędnik czy teoretyk tego nie wymyśli.
Można rzucać różnymi pomysłami jak najlepiej sprawdzić umiejętności kierowcy. By to zrealizować trzeba założyć partie, przekonać ludzi do pomysłu teoretycznie, wygrać wybory, stworzyć rząd i zmienić przepisy o prawie jazdy. I zmusić do tego wszystkich obywateli. Bardzo trudna i karkołomna droga. W zasadzie niemożliwa do realizacji. I nie do porównania praktycznego z pomysłem, który w wyborach poległ.
A w wolnym kraju można po prostu założyli organizację, która tą metodą by wydawała prywatne certyfikaty kierowcom. Jeśli sposób byłby dobry, to kierowcy by mieli mniej wypadków, dostawaliby większe zniżki ubezpieczeniowe, więc powoli ten, kto wymyślił system szkoleń i kontroli miałby coraz więcej klientów. I sam by zarobił i bezpieczeństwo jazdy by wzrosło. A jeśli pomysł byłby głupi to by zbankrutował i się nie przyjął. Widać, że na wolnym rynku wytworzyłby się najlepszy sposób szkolenia i sprawdzania umiejętności kierowców. Tak jak się to stało na wolnych oceanach. A więc byłoby wielokroć bezpieczniej niż teraz.
 
Grzegorz GPS Świderski

Ostatni nabój <- poprzednia notka

 

GPS
O mnie GPS

Blo­ger, że­gla­rz, informatyk, trajk­ka­rz, sar­ma­to­li­ber­ta­ria­nin, fu­tu­ry­sta. My­ślę, po­le­mi­zu­ję, ar­gu­men­tu­ję, po­li­ty­ku­ję, fi­lo­zo­fu­ję.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo