GPS GPS
460
BLOG

Centralnie sterowana bankowość

GPS GPS Gospodarka Obserwuj notkę 2
Komentuję ten artykuł: Spisek banksterów w ciemnym pokoju?
Cytuję istotne fragmenty:

Irlandia, przez wiele lat określana jako tygrys Europy, pokazywana jako wzór, do którego będzie dążyć Polska m.in. przez rząd Donalda Tuska, w 2008 roku stanęła na krawędzi bankructwa. (...)

Śledztwo w sprawie winnych sytuacji, w jakiej znalazł się kraj prowadziła przez lata specjalna komisja tamtejszego parlamentu. Komisja właśnie publikuje raport w tej sprawie. (...)
To, że tamtejsza gospodarka tąpnęła było winą banków, regulatora rynku i rządu. Instytucje europejskie tylko pogarszały sytuację tego kraju. (...)
Jakie wnioski z tego doświadczenia wyciągnie większość polityków w Polsce i Europie? Moim zdaniem takie: należy lepiej, intensywniej, skrupulatniej kontrolować banki. Należy wybierać lepszy rząd, który powoła lepszych regulatorów rynku bankowego. Trzeba reformować instytucje europejskie. Trzeba usprawnić strefę Euro i przyjąć do niej więcej członków.

Inflacja, deflacja i monopol walutowy <- poprzedni odcinek


Centralne sterowanie bankowością zawiodło, więc politycy będą głosić, że trzeba je udoskonalać. Socjalizm zawiódł, więc będzie się ludziom wmawiać, że socjalizmu trzeba więcej, że musi być więcej kontroli, więcej ograniczeń, więcej regulacji. Będziemy dalej działać zgodnie z propagandowym hasłem z czasów PRL-u: „socjalizm tak, wypaczenia nie!”.

A ja uważam, że to będą złe wnioski. Te wnioski spowodują, że takie kryzysy będą się powtarzać cyklicznie. Bo problemem wcale nie jest to, że centralny planista jest zły, nieudolny, skorumpowany, że popełnia błędy. Problemem jest to, że on w ogóle jest. Powinno go nie być. Przykład Irlandii pokazuje, że system bankowy sam w sobie jest zły. To nie są wypaczenia socjalizmu, ale sam socjalizm jest wypaczeniem.
Gdyby była konkurencja, gdyby banki były prywatne i niekoncesjonowane, gdyby rząd nie regulował bankowości, nie manipulował ustawowymi wskaźnikami finansowymi, gdyby ich w ogóle nie było, gdyby nie było monopolu walutowego i każdy bank mógł emitować jaką chce walutę - jedne fiducjarną, inne kruszcową, a inne kryptowaluty, i wszystkie te waluty, plus waluty innych państw, byłyby w legalnym obrocie, to jedni być może by zawiedli, a inni nie, jedni by udzielali złych kredytów, inni dobrych, jedne waluty by wypierały inne w obrocie, inne w oszczędzaniu, a inne w udzielaniu kredytów. Wtedy krach by dotyczył niektórych, a nie całego, totalnego, koncesjonowanego, centralnie sterowanego systemu bankowego.
Totalny krach jest możliwy tylko tam, gdzie system jest totalny. Gdy jest wolny rynek, gdy system jest rozproszony, gdy jest konkurencja, to krach dotyczy tylko części - niektórzy bankrutują, a inni na tym korzystają. Jedni zawodzą, a ich klientów przejmują inni. Dla klientów zawsze będzie to wielokroć bardziej korzystne niż centralnie sterowana bankowość.
Oczywiście na początku, po uwolnieniu systemu bankowego, będzie chaos, ludzie nie będą potrafili operować wieloma walutami, nie będą wiedzieć komu zaufać. Ale przecież obecny system będzie też wtedy działał, też będzie bank centralny dla fiducjarnej złotówki, też będą banki komercyjne operujące tą złotówką, udzielające w niej kredyty i będą odkładać rezerwę cząstkową do swojego banku centralnego, a on będzie koncesjonował swoje banki. Będą zarządzać tym ci sami politycy. Więc kto im teraz ufa, będzie mógł nadal ufać i będzie się rozliczać tylko złotówką. Ale obok będą inne systemy, inne banki i inne waluty. Nie będzie też przeszkód w tym, by jeden bank działał w wielu systemach walutowych i miał wiele banków centralnych na terenie kraju dla walut, którymi operuje. I powoli się to ustabilizuje. W dobie telefonów komórkowych i kart kredytowych operowanie wieloma walutami nie będzie wcale kłopotliwe. Ale za to nie będzie już takich kryzysów jak w Irlandii.
Nie będzie problemów ze strefą Euro, bo do niej będzie przystępował każdy bank z osobna, a nie całe państwo w jednym wielkim pakiecie. Ci, którzy będą chcieli być w strefie Euro będą w niej mogli być na własne życzenie, bez czekania na jakichś polityków, którzy coś muszą załatwić. Po prostu założymy sobie konto w banku ze strefy Euro. A jak się nam nie spodoba, to z tej strefy sobie sami wyjdziemy - likwidując to konto. Zatrudnianie do tego polityków nie jest potrzebne. Trzeba tylko uwolnić rynek bankowy, który dziś jest silnie socjalistyczny w całej Europie.
Jednolity, centralnie sterowany system bankowy musi się całymi latami przygotowywać, by przejść z jednej strefy walutowej do innej. A pojedynczy człowiek może to robić z dnia na dzień. Dziś mam konto w złotówkach, jutro zakładam w euro, pojutrze w dolarach, a popojutrze w bitcoinach. I jestem we wszystkich strefach. A oszczędzać będę w złocie albo srebrze. Problem będzie w sklepach, bo być może jedne będą przyjmować tylko złotówki, inne tylko euro, a sklepy internetowe tylko bitcoiny. I być może problemem będzie pracodawca, który będzie płacił tylko w określonej walucie - każdy w innej.
Ale taki sam problem był wtedy, gdy wchodziły karty płatnicze - jedne sklepy przyjmowały tylko karty Visa, inne tylko Mastercard, a inne tylko gotówkę. Jedne banki wydawały tylko jeden rodzaj kart, inne inny. Ale powoli system się ustabilizował i dziś wszystkie sklepy akceptują wszystkie karty i wszystkie banki wydają wszystkie rodzaje. Bo im zależy na klientach. I tak samo będzie z walutami.
Ta wolność walutowa nie oznacza, że koniecznie będzie tysiąc walut. Być może będzie tak, że jedna waluta opanuje 90% transakcji handlowych w kraju. Ale jak tylko zacznie być coś nie tak z tą walutą, ludzie zaczną do niej tracić zaufanie, to z dnia na dzień przejdą na taką, co miała 5% rynku i za miesiąc podzielą rynek po połowie. To będzie bardzo silny impuls dla tych, którzy coś psuli przy walucie by to naprawić. I będzie się to działo z tygodnia na tydzień, a nie jak dziś z dekady na dekadę.
Ktoś może zwrócić uwagę na to, że będzie problem z podatkami. Państwo będzie musiało określić w jakiej walucie pobiera podatki. A ponieważ każda transakcja handlowa jest obciążona podatkiem VAT, to każdą trzeba będzie przeliczać na tę państwową walutę. I w istocie wróci monopol, bo to właśnie jest jego istotą - że dziś państwo każe wszystko przeliczać na złotówki.
Ale to wcale nie jest konieczne. Podatki są wyrażane w procentach, więc dotyczą każdej waluty tak samo. Procent nie ma miana, więc waluta nie jest tu potrzebna.
Ale są w systemie podatkowym parametry wyrażane kwotowo, a nie procentowo, więc te wartości kwotowe muszą mieć miano - czyli walutę. Typu: kwota wolna od podatku. Ale to już są drobne problemy, które są do obejścia. Można te kwoty wyrażać w złocie i tworzyć co miesiąc urzędowy kurs wszystkich walut w złocie. Ale jeszcze prościej będzie po prostu zlikwidować wszystkie te parametry kwotowe i w ogóle podatki dochodowe. Wtedy gospodarka jeszcze bardziej rozkwitnie.

Grzegorz GPS Świderski

następny odcinek serii -> Czy może zabraknąć pieniędzy?

Moda na profesora Sadurskiego <- poprzednia notka

GPS
O mnie GPS

Blo­ger, że­gla­rz, informatyk, trajk­ka­rz, sar­ma­to­li­ber­ta­ria­nin, fu­tu­ry­sta. My­ślę, po­le­mi­zu­ję, ar­gu­men­tu­ję, po­li­ty­ku­ję, fi­lo­zo­fu­ję.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka