GPS GPS
470
BLOG

Władza rodzicielska

GPS GPS Społeczeństwo Obserwuj notkę 12
Określanie stosunku rodzic-dziecko określeniem "własność" jest niemoralne. Żaden człowiek nie może być własnością żadnego innego. To znaczy w praktyce może być, ale będzie to niemoralne. Rodzic nie może posiadać dziecka w znaczeniu posiadania własności. I nikt inny nie może posiadać - w tym państwo. Rodzic sprawuje nad dzieckiem opiekę - a zatem ma nad nim władzę. Tylko rodzic - nie państwo. Władzę naturalną i słuszną. Ta władza nie oznacza, że rodzic może zrobić z dzieckiem wszystko tak jak ze swoją własnością. Nie może dziecka krzywdzić.
Dziecko od poczęcia jest takim samym podmiotem moralności jak każdy inny człowiek w dowolnym wieku. Władza rodzicielska maleje wraz z wiekiem dziecka, tak, że dziecko musi się w pewnym momencie całkowicie z niewoli wyzwolić. Ten moment jest indywidualny i dla każdego dziecka inny. Władza rodzicielska to obowiązek, a nie żadne prawo. Tak jak wszelka władza. To znaczy tak powinno być, ale często nie jest.

Wolność nie jest naturalna! <- poprzedni odcinek serii
następny odcinek serii -> Liczebność ludzkich społecznośc

Władza rodzicielska to obowiązek opieki - opieki nad człowiekiem młodocianym, który jest równy moralnie każdemu dorosłemu. Obowiązek opieki wynika z uwarunkowań biologicznych. Dziecko ma prawo w dowolnym momencie wyzwolić się spod władzy rodzicielskiej, byleby było w stanie żyć samodzielnie. A ta zdolność to kwestia i biologiczna i kulturowa - państwu nic do tego.
Problemy związane z relacją rodzic-dziecko są najdoskonalszym testem pozwalającym odróżnić kulturę od natury. Lew, który chce pokryć samicę, zabija samca, który ją do tej pory krył i zjada dzieci zabitego samca - czasem, nie zawsze. Samica się buntuje póki ojciec jej dzieci żyje, broni zajadle dzieci, ale gdy ojciec umrze, godzi się z losem, pozwala zjeść swoje dzieci i daje się pokryć nowemu ojcu, by mieć nowe dzieci. Takie jest prawo natury. Różni się trochę pewnymi niuansami, ale ogólnie jest podobne i u lwów, i u wilków, i u niedźwiedzi, i u szympansów, i u ludzi. A ludzie jako gatunek ssaków to najbardziej agresywne, zabójcze, uzbrojone, skłonne do gwałtów zbiorowych małpy-mordercy. Człowiek zabije a sam nie zje.
Ludzie jednak różnią się tym od zwierząt, że oprócz naturalnych instynktów mają kulturę i mają cywilizację. I stosunki rodzicielskie są uwarunkowane u homo sapiens dużo bardziej kulturowo, cywilizacyjnie, niż biologicznie. Większość ludzi w swej masie to oczywiście naturalne prymitywy i choć macocha i ojczym rzadko zjadają swoje pasierbice i swoich pasierbów, to jednak często traktują ich gorzej niż swoje biologiczne dzieci. To jest naturalne, ale jednak niemoralne.
Władza rodzicielska i małżeństwo są u ludzi regulowane kulturowo. W naszej cywilizacji szlachcic, który wrócił z wojny po trzech latach i zobaczył u swojej żony dwuletnie dziecko, w sposób rytualny podnosił je do góry uznając za swoje. To wystarczało, by uznać to dziecko za prawowitego dziedzica, który po ojczymie odziedziczy nie tylko majątek, ale i tytuł szlachecki. A dzieci, które napłodził ten szlachcic z okolicznymi chłopkami nie dziedziczyły nic. Natury się nie pozbędziemy, ale kultura dominuje.
W naszej cywilizacji ta kultura jest mocno sprzeczna z naturą. Nasza kultura wymaga monogamicznego małżeństwa a człowiek nie jest z natury monogamiczny. Ma tak jak wiele innych gatunków naczelnych wiele seksualnych strategii przekazywania genów. Zróżnicowanie plemników człowieka świadczy o tym, że naturalne i powszechne przez setki tysięcy lat życia naszego gatunku było to, że jedną samicę zapładniało kilku samców w przeciągu kilku dni. I w jej ciele plemniki od różnych samców toczyły wojnę. Do dziś każdy mężczyzna ma plemniki zróżnicowane - są wojownicy, są zabójcy, są obrońcy i są szybkobiegacze, czy raczej szybkopływacze. Zapładnia tylko ten szybki, ale bez pomocy swoich wojowników nie dotarłby pierwszy do jaja przed plemnikiem innego samca.
Monogamia ma oczywiście biologiczne uzasadnienie - ale to tylko jedna z wielu biologicznych strategii naszego gatunku. Instynkt opieki nad dziećmi jest też oczywiście biologiczny. Ale już sama nazwa instynktu macierzyńskiego świadczy o tym, że jest silniejszy u matek niż u ojców. Dlatego kultura różnicuje role w małżeństwie. Kultura ma oczywiście biologiczny sens. Nie twierdzę, że jest sprzeczna z wszystkimi instynktami. Jest sprzeczna z wieloma. A zgodna nie jest wcale z tymi dominującymi. Z jednym wyjątkiem – chodzi o instynkt terytorialny. Pisałem o tym wszystkim w poprzednich notkach tej serii.
Stosunek rodzic-dziecko jako władca-niewolnik czy właściciel-własność jest naturalny. Ale jest niemoralny. A już kompletnie niemoralne jest przenoszenie tego stosunku na relacje władza-obywatel. Dzisiejsze dominujące państwa socjaldemokratyczne walczą z naszą tradycyjną kulturą i próbują narzucić nową, która w ogóle niweluje stosunek rodzic-dziecko, nawet ten moralny, opiekuńczy i zamienia go na relację: „oligarchiczna władza” – „niewolnicy dorośli i dzieci”. Nie ma sensu rozważać co jest bardziej naturalne. Im bardziej naturalne tym gorzej. Bo o tym co gorzej, a co lepiej, nie decyduje natura, ale cywilizacja. A konkretnie te zasady cywilizacyjne, które nazywamy moralnością. Nie wywiedziemy moralności z natury. Moralność jest dana z góry. Dla jednych tą górą jest Bóg, dla innych charyzmatyczny prorok.
Oczywiście nie jest tak, że musimy potulnie godzić się na wszystko to, co narzucone z góry. Ale tak samo nie powinniśmy godzić się na to, co ktoś wywiedzie z natury. I również nie ma sensu godzić się na to, co krzyczy tłum. Warte jest to, co przetrwało tysiące lat, zostało przeanalizowane, przestudiowane, opisane i zaaprobowane przez wielu myślicieli i stworzyło naszą cywilizacyjną tożsamość. Nic innego nie mamy. Natura i inne cywilizacje są złe. Nauka moralności nie stworzy. Bez naszych zasad cywilizacyjnych jesteśmy nikim. Po upadku naszej cywilizacji możemy przejść do innych cywilizacji, albo wrócić do naszej natury małpy-mordercy. No to chyba jednak warto walczyć o naszą cywilizację, nieprawdaż?
Libertariańscy, liberalni czy konserwatywni myśliciele i teoretycy z Rothbardem na czele nie odwołują się do praw natury, czyli instynktów, ale do praw naturalnych, czyli zasad cywilizacyjnych. Wywodząc swoje tezy społeczne powołują się na teologów i filozofów, a nie na lekarzy i biologów. Jeśli dzisiejsze libertariańskie dzieci, studenci i gimnazjaliści, którzy liznęli libertariańską ideologię, nie uznają naszej cywilizacji i tradycji, i uważają, że libertarianizm jest naturalny biologicznie, to ich rodzice mogą ich śmiało zjeść i znaleźć sobie nowych kochanków do zapładniania. Jeśli młodzi korwiniści uznają, że dziecko jest własnością rodziców, to tak samo mogą śmiało dać się rodzicom zjeść.
Ja, jakem libertarianin i korwinista, uważam, że dzieci nie są własnością rodziców i tym bardziej państwa. Dzieci krzywdzić nie wolno. Dziećmi trzeba się opiekować. Dzieci to obowiązek, a nie prawo. Państwo, które przemocą przejmuje opiekę nad dziećmi jest niemoralne. Państwowy obowiązek szkolny jest niemoralny. Takie są nasze zasady cywilizacyjne.

Grzegorz GPS Świderski


PS. Polecam inne notki z tej serii:

Zabawa kapeluszowa <- poprzednia notka
GPS
O mnie GPS

Blo­ger, że­gla­rz, informatyk, trajk­ka­rz, sar­ma­to­li­ber­ta­ria­nin, fu­tu­ry­sta. My­ślę, po­le­mi­zu­ję, ar­gu­men­tu­ję, po­li­ty­ku­ję, fi­lo­zo­fu­ję.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo